Wrzesień miesiącem pogranicza.

Jeszcze lato nie odeszło, a już wszyscy mówią o nadchodzącej jesieni. Jest bowiem wrzesień po równo zanurzony w dwóch czasach: w tym, który był i w tym, który jest. Opowieści zamieszczone w czwartym numerze Przestrzeni Pogranicza są jak wrzesień, czas swój dzielą między historię i teraźniejszość.

Zaczynamy od historii PUSTKI gdyż pustka to nie tylko tu i teraz, ale równocześnie tam i kiedyś. Cyprian Bukaj w WIDOKU Z OKNA NA…ROZTOCZE mierzy się aż z trzema pustkami. Staje oko w oko z Sochami, Bełżcem i Korniami. Patrzy za nas i wraz z nami przez czas i przestrzeń galaktyk. Dociera tam gdzie wzrok nie sięga, poza granice, poza czas, poza zmysły. Kto ma oczy niech czyta.

Słowo wstępne do trzeciego numeru Przestrzeni Pogranicza

Lato. Dawniej słowo lato znaczyło tyle, co rok. Jeszcze dziś odnajdujemy go w liczbie mnogiej współczesnego roku. Jak język zmienia się przez wieki, tak zmienia się opisywany przez język świat. Latem 1422 roku słowa zapisane w pewnym dokumencie, dały asumpt do rozważań nad początkiem Lubyczy, która dziś jest równocześnie i inna niż przed laty i taka sama. Opisujemy ją współczesnym językiem i wiele zmian przez wieki zaszło w jej rzeczywistości, a jednak we fragmentach ( miejsc, dróg i ludzi) pozostała niezmienna.

Ten numer Przestrzeni Pogranicza dedykujemy Lubyczy Królewskiej w roku jej sześćsetlecia i życzymy jej kolejnych sześciuset lat istnienia na mapie, w języku, w pamięci i we współczesności ludzi, którzy będą o historii lubyckiej krainy czytać w dalekiej, niewyobrażalnej przyszłości.

Pracujemy nad kolejnym numerem Przestrzeni Pogranicza

Warszawa, Łódź, Poznań, Gdańsk, Lublin, Kraków… Chyba nie ma ani jednego większego miasta w Polsce, do którego nie dotarłby nasz kwartalnik. A i wiele mniejszych rozsypanych po całej Polsce już odwiedził. To Wspaniałe, że Roztocze i Grzęda Sokalska cieszą się taką sławą. Jesteśmy naprawdę dumni z faktu, że nasze stowarzyszenie ma w tym czynny udział, że możemy promować nasz niesamowity skrawek ziemi, że przyczyniamy się do szerzenia wiedzy o nim. Cieszy nas zainteresowanie i słowa uznania z jakimi spotykamy się wśród lokalnych mieszkańców. buduje i motywuje do dalszej pracy. No i pracujemy. Kolejny, trzeci już numer „Przestrzeni Pogranicza” za chwilę trafi w ręce naszej utalentowanej graficzki, która z surowych plików wyczaruje kolejny, pełnowartościowy magazyn. Póki co musimy się zadowolić tym, który już i jeszcze jest dostępny. Zapraszamy do wędrówki przez Roztocze i Grzędę Sokalską do poszerzania wiedzy o tych regionach, do poznawania, tego, czym dzielą się z nami ci, co te regiony znają jak własną kieszeń.
P.s. Fotografie (A. Roci) wykonane na Machnowskiej Górze. O tej porze roku to prawdziwy raj dla botaników… więcej informacji możemy znaleźć w artykule A. Krzyszychy właśnie w drugim numerze.

Przestrzeń Pogranicza – drugi numer

Cerkiew w Kniaziach. Fot. Bogusław Pupiec

Witamy Czytelników w drugim numerze „Przestrzeni Pogranicza” i zapraszamy do wiosennej podróży przez drogi i bezdroża Roztocza i Grzędy Sokalskiej na pograniczu polsko-ukraińskim. Przygotowywaliśmy to wydanie w przedwojennej rzeczywistości i nie wiemy jaka rzeczywistość wita go w Waszych rękach. Z pewnością jest to jednak już inny świat. Wierzymy, że lepszy i bardziej otwarty na Wschód, na Ukrainę, bez której nasze pogranicze nie miałoby racji bytu.

Zaczynamy tą podróż „Widokiem z okna na Roztocze” Cypriana Bukaja, w którym, niczym w kalejdoskopie mienią się obrazy i refleksy Teniatysk, Łówczy i Suśca. Tuż obok na ścianie bielonej wapnem zainstalowały się unikatowe i wielkiej urody portrety wędrowne, pochodzące z „Zakładu Portretowego Tomasza Michalskiego”. W szufladzie kuchennego kredensu uważny Czytelnik znajdzie zapiski – wspomnienie Eugeniusza Tkaczyszyna – Dyckiego, a w sieni siedliskiej chałupy usłyszy pieśń o szczęściu Katarzyny Gnap. Tuż za oknem czeka nas „Los zaczarowanego drzewa” czyli „Доля чарівного дерева”, który zapisała i uratowała od zapomnienia Halyna Hubeni z Uhnowa, a z języka ukraińskiego na język polski przełożyła Natalia Dębicka.

Marszrutka w Uhnowie. Fot. Robert Gmiterek

Z Uhnowa prosta droga przez Rawę Ruską wiedzie do największego miasta Roztocza: Lwowa, gdzie Pati Maczyńska wśród nieprzebranych dóbr kultury odkryła coś z pogranicza natury i architektury – Miodową Pieczarę. Ci, którym znane jest roztoczańskie powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Mycowa, nie zdziwią się, kiedy ze Lwowa via Zakopane, Kraków, Japonię, Nisko, Nowe Sioło, Cieszanów i Płazów wraz ze św. Jerzym, smokiem, św. Antonim, św. Mikołajem, Kubusiem Fatalistą i Grzegorzem Ciećką dotrą na Grzędę Sokalską po „Zwykłe i niezwykłe przypadki drzeworytu płazowskiego”. Z Mycowskiej cerkwi, ikony Grzędy Sokalskiej, lotem sokoła wędrownego Alina Makarova w pracy pt. „Cerkiew św. Paraskewy w Kniaziach” przeniesie nas w sam środek Roztocza, do miejsca, gdzie jak w soczewce skupia się historia, forma, czas i przestrzeń roztoczańskiej krainy. Nie do przecenienia jest także symfonia obrazów, którą do słów Aliny Makarovej ułożył fotograf Bogusław Pupiec.
Jeśli Roztocze to i kamienne krzyże. A jeśli kamienne krzyże, to jeden z najciekawszych i najbardziej tajemniczych: krzyż wodowany z Bełżca, do którego zaprowadzi nas Grzegorz Ciećka w opowieści o „Kamieniu i wodzie, czyli Wielkiej Fali na Zagórze”. Na szczycie tej „Wielkiej Fali” wzniesiemy się na płaskowyż Łówczy, gdzie św. Paraskewę, zamieszkującą w drewnianej cerkwi sportretował z natury czuły rysownik Pogranicza Paweł Koda. Zaraz po Łówczy, jakby na potwierdzenie słów o wszystkich drogach prowadzących do… Paweł Niedźwiedź w swoim cyklu „Ani słowa o…” tak dużo mówi o Mycowie, że gdybyśmy przetłumaczyli jego obrazy na język ludzi księgi, potrzebowalibyśmy dwóch tomów in octavo, aby je wszystkie zmieścić.

Ani słowa o Mycowie. Fot. Paweł Niedźwiedź

Pogranicze to nie tylko zachwyty, refleksy i refleksje, to także krew i piach, pamięć i niepamięć. Przez pole bitwy, którym we wrześniu 1939 roku stała się Grzęda Sokalska, poprowadzi Czytelnika Sławomir Litkowiec wraz z „Kombinowaną Dywizją generała Wołkowickiego”. Paweł Sokalski, który swym „Powolnym dreptaniem po Roztoczu” zmierzył już niejedno takie pole, pokaże nam „Miejsce, którego nie ma”, a Agnieszka Szykuła- Żygawska zabierze nas daleko poza granice Roztocza i na przykładzie historii „Krzyża z bruśnieńskiego ośrodka kamieniarskiego na cmentarzu parafialnym w Łabuniach” wyznaczy północny zasięg występowania dzieł sztuki sepulkralnej z tego ośrodka. Z Doliny Łabuńki czeka nas wspinaczka na Machnowską Górę wraz z Anną Krzyszychą, która zna jej wszystkie tajemnice, każdą porę roku i niepowtarzalne widoki Roztocza i Równiny Bełskiej, jakie ta góra nie góra nam obiecuje i, o dziwo, zawsze dotrzymuje słowa. Na Górze nie znajdziemy skrzynki pocztowej, a szkoda, bo Jacek Bazak przygotował dla turystów szeroki wybór roztoczańskich widokówek, o których opowiada w pionierskim artykule pt. „Przyczynek do dziejów roztoczańsko-lubaczowskiej pocztówki w latach 1950 – 1990”. Nie przeoczcie tej opowieści, gdyż może się okazać, że w Waszej szufladzie ukrywa się jakiś pocztówkowy, roztoczański, biały kruk. Jeśli zaś o białych krukach mowa, to takimi rzadkimi okazami są na naszym pograniczu fotografie Katarzyny Soluch. Jej „Reminiscencje zimowe” możemy spotkać w naturze, ale nie potrafimy, tak jak ona, schwytać je w locie i zatrzymać przy sobie do lata.

Franciszek. Portret. Fot. Tomasz Michalski

O innych, trudnych reminiscencjach opowiada Anna Roci. Ostrzega przed „Lichem, które nie śpi”. Na drogach pogranicza nie brak takich liszych tematów, przed którymi nie warto chować głowy w piasek, takich, z którymi trzeba się zmierzyć, aby pójść dalej. Tam, gdzie idzie Małgorzata Janeczko, która w rozmowie z Anną Roci mierzy się z psią dolą i niedolą. „Psie Życie”, o którym opowiada naszej reporterce Małgorzata, nie musi być tak pieskie, jak to się wielokrotnie zdarza. Bywają ludzie, którzy działając bezinteresownie, z miłości do braci naszych mniejszych, pomagają im w biedzie. Warto wybrać się w podróż ich tropem.

Jeśli nie w podróż tropem czworonożnych przyjaciół, to śladami pierzastoskrzydłych. Tym bardziej że to spacer po lwowskich uliczkach, w który zabiorą nas „Niedokończone rekolekcje lwowskie”.

Marcowe okno pogodowe zamykają „Roztoczańskie Ramoliki” Cypriana Bukaja. Gatunek rzadki i endemiczny, miejmy nadzieję, że odporny na wiosenne przymrozki, gdyż nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić roztoczańskiego krajobrazu bez bukajowych limeryków.

Zapraszamy Czytelników do wspólnej podroży i życzymy dobrej drogi przez słowa.

Redaktor naczelny
Robert Gmiterek

Przestrzeń Pogranicza – pierwszy numer

Za kordonem. Fot. Tomasz Michalski

Pogranicze. Czym jest? Gdzie jest? Co ze sobą niesie? O czym opowiada? Czy da się opowiedzieć? Słownik języka polskiego PWN podaje nam dwie definicje pogranicza. W jednej z nich mówi się o obszarze w pobliżu granicy dzielącej pewne przestrzenie. W drugiej mowa jest o czasie, stanie skupienia, miejscu, w której graniczą ze sobą dwie kultury albo epoki, albo cokolwiek innego. Z tych definicji wynika, że istotą pogranicza jest granica, dzielenie i rozgraniczanie. Nasza wyobraźnia natychmiast konstruuje na mapie pamięci linię rozcinająca przestrzeń na dwa światy. Nasz język bezbłędnie znajduje dla nich nazwy. Prawy i lewy. Nasz i ich. Górny i dolny. Swój i obcy. Ten i tamten. Drogi prowadzone przez pogranicze stają się ślepymi uliczkami. Ludzie mieszkający na pograniczu sądzą, że mieszkają na końcu świata, na krawędzi. A choć jest ona iluzoryczna i wydumana, to jej rzeczywiste doświadczenie w postaci infrastruktury granicznej sprawia, że trudno im uwierzyć, że ta nie istnieje, że kiedyś będzie po granicy; że niegdyś w tym miejscu jej nie było, że leżała gdzie indziej, gdzieś dalej. Trochę w prawo albo w lewo, w górę mapy albo w dół.

A jednak. Dzisiejsze pogranicze zajmuje znacznie większy obszar niż mogłoby to wynikać z dosłownego rozumienia słowa, a jego przestrzeń przestaje być ograniczona i związana z samą granicą. Kiedy zaś spojrzymy na kultury, na języki i czasy pogranicza, to zobaczymy, że nie jest ono li tylko miejscem graniczenia dwóch kultur, języków, czy epok, jak to zostało zdefiniowane, ale staje się miejscem przenikania trzech, czterech i więcej etnosów, języków i czasów. Właśnie: staje się. W czasie ciągłym i niedokonanym. Nieustannie przeobraża się i tworzy. Tak rozumiane pogranicze to miejsce spotkań, gdzie więcej łączy się niż dzieli. Jak odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest to miejsce? Jak jest rozległe? Jak głęboko ze sobą związane są pograniczne języki, ludzie i czasy?

Radruz. Epitafium. Fot. Jakub Szlukier

Jak mocno współczesny mieszkaniec tej przestrzeni jest na nim zakorzeniony. Potrzebujemy do tego opowieści, historii sięgających do źródeł i opisujących świat. Potrzebujemy obrazów dokumentujących rzeczywistość i imaginacji i wybiegających w przyszłość. Potrzebujemy spotkań ludzi i idei. Potrzebujemy reporterów artystek, malarzy i fotografików, tubylców i przyjezdnych. Potrzebujemy książek i czytelników, i bibliotekarek i bibliofilów. Pasjonatów i maruderów. Historyków i futurystów. Lingwistek i geografów. Poetek i hagiografów. Inżynierów i teologów. Nauczycieli i uczniów. Tutejszych tamtejszych, swoich i nieswoich, bliskich i dalekich. Wszystkich tych, którzy razem tworzą tkankę pogranicza, bez których pogranicze to tylko definicja, pusto brzmiące słowa.

Wierzbica. Fot. Paweł Niedźwiedź

Mamy nadzieję, że Przestrzeń Pogranicza, pismo, które powstało z potrzeby spotkań ludzi i idei, z czasem pozwoli nam te słowa napełnić treścią i znaleźć odpowiedź na pytania o istotę pogranicza, o jego sens i przyszłość, a także, co najważniejsze, pozwoli czytelnikom znaleźć w nim swoje miejsce. Zakorzenić się, poznać i lepiej zrozumieć. Pozwoli spotkać się na jego łamach innym z innymi i każdemu z każdym. Czego nam i Wam życzę.

Redaktor naczelny
Robert Gmiterek